sobota, 1 czerwca 2013

Rozdział 60 "Nasza miłość daje nam życie"

[ 2 tygodnie później ]

Reachel.

Moje życie było niczym bajka. Ten dom był pełen dobrej energii. Wszędzie, w każdym pokoju, w każdym miejscu było czuć perfumy Carlosa. Ten dom był dla mnie rajem na Ziemi. Nikt nie miał takiego domu, takiego pięknego domu. A już na pewno nikt nie miał takiego boskiego chłopaka jak ja. Byłam najszczęśliwszą osobą na Ziemi...
Pewnego wieczoru nudziłam się, bo Carlos pojechał na zakupy, a ja musiałam zostać z Dark. Podeszłam do stołu, gdzie leżała moja komórka i włączyłam śliczną piosenkę... ale jej tekst nie pasował do mojego humoru... No co? Jeśli piosenka mówi o smutku dziewczyny, bo chłopak powiedział jej prawdę, że zdradza ją z inną... No? Dokładnie. Dziewczyna jest WŚCIEKŁA, że chłopak powiedział jej prawdę, że ją zdradza... Chore, co nie? Wszystkie dziewczyny robią aferę, że się je oszukuje i w ogóle... Dziewczyna jest tak zdenerwowana na faceta, że powiedział jej i był z nią szczery... "Powinieneś był skłamać, bo twój głupi błąd sprawił, że mój świat się zawalił". No kurde! Jakby nie powiedział prawdy to też by była załamana, nie? Też by miała pretensje, że ją okłamał... 
  "Wzięło mnie na rozmyślania... To przez tą samotność przez... jakieś... dziesięć minut...? Tak, dramatyzuję..." - westchnęłam w myślach.
Poza trochę głupim tekstem, niezrozumiałym dla mnie, kochałam melodię. Była przepiękna, spokojna i... no po prostu piękna. Wsłuchałam się w melodię i zamknęłam oczy. Nagle, jakby znikąd na moje kolana wskoczyła Dark skomląc. Gwałtownie otworzyłam oczy.
  - O, mała... Naprawdę nie masz gdzie się wylegiwać...? - powiedziałam z uśmiechem nie mając jednak pretensji.  
Dałam piosenkę jeszcze głośniej i oparłam głowę o oparcie sofy. Wsłuchiwałam się uważnie w słowa piosenki i jej melodie. Samotność mi już nie dokuczała tak strasznie. Nie mówię jednak, że przestałam się nudzić... 
Po pewnym czasie usłyszałam skrzypnięcie drzwi i szelest reklamówek. Tchnęło we mnie życie, rzuciłam Dark na sofę (oczywiście ostrożnie) i szybkim sprintem pobiegłam do przedpokoju. Biegłam prosto na latynosa, który właśnie kładł reklamówki na ziemię. Kiedy zobaczył, że lecę prosto na niego otworzył oczy na niesamowitą szerokość i nie zdążył powiedzieć słowa, a już na nim leżałam śmiejąc się jak nienormalna.
  - Jezu Miłosierny! Chcesz mnie zabić?! - był śmiertelnie poważny.
Przestałam się śmiać, przybrałam także poważną twarz. Poczułam się winna. Byłam poważna... do momentu... wybuchnęłam znowu śmiechem, a on rozniósł się po domu. Chłopak w końcu się uśmiechnął i pokiwał na boki głową.
  - Idź się lecz, kochanie, okej? - pokazał zęby w uśmiechu.
  - Cokolwiek powiesz, skarbie - pocałowałam go w usta. - Tęskniłam...
  - To wynika z kontekstu, że wparowałaś na mnie jakbym przyniósł milion dolarów - zaśmiał się.
  - Wystarczysz mi ty - znowu go pocałowałam. - I... - sięgnęłam do jednej reklamówki i wyciągnęłam masło. - zapas masła na miesiąc...
Latynos zaśmiał się wesoło. Postanowiłam, że się podniosę z kafelek. Chłopak chwycił mnie za biodra i z powrotem przycisnął do siebie. Spojrzałam na niego zdezorientowana.
  - A może skorzystamy z tego, że leżymy w przedpokoju na ciepłych kafelkach...? - zapytał z łobuzerskim uśmieszkiem i pocałował.
  - Nie, trzeba zakupy rozpakować, wiesz? - uśmiechnęłam się przerywając pocałunek.
  - A po rozpakowaniu...? - zrobił dosłownie oczy szczeniaka. 
  - Haha, niech ci będzie - wstałam z niego, wzięłam pierwszą lepszą reklamówkę i zaniosłam do kuchni.
Za mną do kuchni wparował ze wszystkimi reklamówkami na raz. Przyleciał z uśmiechem jak na skrzydłach. Położył reklamówki na blacie na środku kuchni i podśpiewując jakąś wesołą melodię zaczął rozkładać zakupy.
  - Myślałam, że ja rozpakuję... 
  - Jak ci pomogę to szybciej będziemy robić to... - podszedł do mnie i po raz kolejny pocałował.
Straszną miałam chęć, rzucić zakupami i spędzić kolejny wieczór u boku chłopaka moich snów... Jednak... jest zasada: "Najpierw obowiązki, potem przyjemności". Westchnęłam zawiedziona i przerwałam po raz kolejny pocałunek.
  - Najpierw obowiązki, Carlos - uśmiechnęłam się i wróciłam do reklamówek.

Kate.

Pobytu na Maui z Kendallem nie dało się porównać do niczego innego. Oboje nie wychodziliśmy z domku, a nawet jeśli wychodziliśmy to zawsze razem. Nie rozłączaliśmy się nawet na sekundę. Każda sekunda była cudowna. Mogliśmy nie jeść, nie pić, nie spać... Nasza miłość dawała nam życie. Każdy wdech, każdy wydech, każde mrugnięcie, każdy ruch... Oboje dzieliliśmy każdą tą rzecz. Każda sekunda była dla nas jak dar od Boga. Patrzyliśmy sobie w oczy, kradliśmy sobie wręcz spojrzenia, pocałunki praktycznie co pięć minut, każdy dotyk dawał do myślenia, że kolejny będzie za pół sekundy lub szybciej. Nie obchodziło nas co się dzieje gdzie indziej, istniał tylko on i ja. Zamykając choć na chwilę oczy ciągle widziałam jego twarz. Nie mogłam od niego uciec, był dosłownie wszędzie. 
  "Oby ten miesiąc trwał wiecznie... Amen" - pomyślałam w duszy.

Logan.

Robyn widząc, że Reachel wróciła do formy postanowiła, że wróci do Francji. Podobno ma tam jakiegoś chłopaka. Wyleciała tydzień temu. Jesse i Michelle miały dość duże kłopoty w swoim sklepie. Szef je ochrzanił, że zaniedbały od tamtego miesiąca pracę. Dlatego kazał dziewczynom pracować non stop przez CAŁY miesiąc. Moim zdaniem to nie było fair. Każdy ma swoje życie. Kiedy tylko Michelle mi to napisała w sms-ie żaląc się od razu poszedłem do szefa sklepu i zrobiłem mu aferę. Nawrzeszczałem na niego chcąc bronić Michelle i jej przyjaciółkę. Co on zrobił? 
  - To nie twój zasrany interes, szczeniaku.
Dosłownie mnie wykopał ze sklepu. 
  "Dupek" - pomyślałem i wróciłem do domu.
Kilka dni później ja i Isabella wyjechaliśmy sobie na Florydę, żeby spędzić ze sobą trochę czasu. No co? Kendall pojechał z Kate na Hawaje, Carlos całymi dniami siedzi z Reach w ich domu i się pewnie super bawią ze sobą... A ja i James?! Też musieliśmy coś wymyślić! Nie chcieliśmy być gorsi. Isabella dowiadując się o niespodziance rzuciła mi się na szyję popiskując.
  - Dziękuję! - pocałowała mnie.
  - Mam nadzieję, że pobyt ze mną ci się spodoba - uśmiechnąłem się.

James.

Myślałem, że to ja najszybciej wymyślę gdzie zabrać moją wybrankę. 
  "To ja się w tych sprawach specjalizuję!"
Kiedy Carlos spędzał całe dnie z Reachel w ich własnym domu na drugim końcu LA, Kendall zajmował się Kate na Maui, Logan wylegiwał się (albo wręcz przeciwnie) z Isabellą, ja i Alex siedzieliśmy kołkiem w jednym miejscu. 
  - Ehh... - westchnęła po raz kolejny Alex.
Spojrzałem na nią wiedząc o co zapyta. Nie pomyliłem się.
  - Kiedy mnie gdzieś weźmiesz, James? Wszyscy się super bawią, a my leżymy na trawie w twoim ogrodzie. 
  - Nie podoba ci się?
  - Chcę gdzieś jechać! - wstałam z trawy i usiadłam. - Teraz!
Gdy słyszałem rozkaz od Alex gwałtownie wstawałem i stałem na baczność. 
  - No dobrze, dokąd więc chcesz się udać? - stałem już na baczność.
  - Hmmm... - rozmarzyła się dziewczyna. 
  - Przyjmę każdą prośbę - uśmiechnąłem się pokazując zęby.
  - Hmmm... Mmm... - przejechała palcem po brodzie.
Zaczynało mnie denerwować, że tyle się namyśla. Myślałem, że już wie skoro tak naciska.
  - Chcę... Chcę... - patrzyła w niebo dalej jeżdżąc po brodzie palcem. - Do Las Vegas! - wystrzeliła.
Dosłownie mnie wryło w ziemię.
  - P-Proszę...? - wydawało mi się, że się przesłyszałem.
  - Nie słyszałeś...? Las Vegas! - tupnęła nogą. 
Natychmiast pobiegłem do domu chwytając za torbę i zacząłem do niej ładować ciuchy i inne rzeczy codziennego użytku. Gdy już byłem bliski skończeniu do pokoju weszła z założonymi rękoma i łobuzerskim uśmieszkiem Alex. Oparła się o futrynę drzwi i przyglądała się jakiego kopa dostałem. Dosłownie latałem po pokoju. Gdy wszystkie ciuchy wylądowały w torbie pobiegłem do łazienki i zabrałem wszystko co mi było potrzebne. Alex wyraźnie była zadowolona, bo triumfalnie się uśmiechała. Gdy zszedłem już z walizką na dół oparłem się o nią i odetchnąłem. Po schodach zeszła Alex klaszcząc w dłonie. Kiwała głową i uśmiechała się.
  - Brawo, brawo, brawo - podeszła do mnie i pocałowała namiętnie. - I za to właśnie cię kocham.
Na te słowa się uśmiechnąłem i przycisnąłem do siebie.
  - Teraz to ja ciebie zmuszam... - spojrzałem jej w oczy z powagą. - Masz mnie pocałować tak namiętnie jak nigdy...
Alex chwilę patrzyła na mnie przerażona ale nie trwało to długo. Naparła na mnie ustami, a ja ledwo ustałem na nogach. Nawet walizka nie była do końca nas utrzymać. Położyła ręce na mojej szyi i oboje czerpaliśmy przyjemność.