Reachel.
Drzwi wejściowe zatrzasnęły się za mną i rozległo się echo trzasku. Podbiegła do mnie Dark cicho szczekając. Przytuliłam ją i trzymając na rękach weszłam do salonu. Carlos siedział na schodach i stukał po ekranie iPhone'a. Gdy zobaczył, że już jestem uśmiechnął się zza telefonu.
- Nareszcie - schował telefon do kieszeni.
- Sorry, trochę się rozgadałam - uśmiechnęłam się.
- Kto to był? - zapytał zerkając na mnie.- Nareszcie - schował telefon do kieszeni.
- Sorry, trochę się rozgadałam - uśmiechnęłam się.
- Kolega - odpowiedziałam krótko. - Poznałam go jak mieszkałam z Williamem.
On skinął głową. Nie chciał chyba wspominać tamtych chwil.
- A jak przyszła pani Schmidt? - zahaczył o inny temat uśmiechając się.
- A to jest bardzo dobre pytanie - wyciągnęłam iPhone'a i napisałam do Kate.
Napisałam do przyjaciółki jak się bawią. Usiadłam na kanapie i czekałam na odpowiedź. Nie byłam zaskoczona jak po minucie mi odpisała. Napisała, że na razie nic się nie dzieje, Kendall śpi słodko, a ona słucha muzyki. Wyraźnie nie mogła się doczekać lądowania na Hawajach.
- Czuje się świetnie, jak to Kate - zaśmiałam się.
- To dobrze, więc mamy chwilę dla siebie - przysiadł się do mnie i chwycił mnie za rękę.
Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Carlos uśmiechnął się słodko i zbliżył się, żeby mnie pocałować. Przerwało mu szczekanie Dark.
- Pozwolisz, że na chwilę spędzę czas z małą, a potem będę tylko twoja? - cmoknęłam go w policzek i pobiegłam do szczeniaka.
Kate.
Kendall ustąpił mi miejsca przy oknie, to było bardzo miłe z jego strony. Kiedy przeszłam okropną męczarnię, bo Kendall ciągle mnie dziobał palcami w brzuch, blondyn ze zmęczenia słodko zasnął. Wykorzystałam sytuację, wyciągnęłam słuchawki i słuchałam muzyki. Nagle napisała Reach z pytaniem czy jeszcze żyjemy. Uśmiechnęłam się pod nosem i szybko odpisałam. Wciągnęłam i wypuściłam powietrze spoglądając za okno. Chciałam już być na Hawajach. W końcu, ku mojemu zaskoczeniu nie miałam czego słuchać. Wszystkie piosenki mi się już przejadły. Do kogo się zwróciłam o pomoc? Oczywiście do przyszłej pani Peny. Była w szoku, że nie mam czego słuchać, potem się zaśmiała, a na koniec podała mi parę przykładów instrumentariów. Na moje szczęście towarzyszyło mi w samolocie wi-fi. Weszłam na youtube'a i posłuchałam paru piosenek. Były to instrumentale z ukulele w tle. Ukulele to taka mała gitarka i gra troszeczkę inaczej niż normalna gitara. Reachel trafiła w dziesiątkę. Taka muzyka kojarzyła mi się z Hawajami. Z drugiej jednak strony bardziej mnie to nakręcało i chciałam jak najszybciej dotrzeć na wyspę. Jedna piosenka mi się szczególnie spodobała, była to melodia pt. "Sunny Side Up". Była wesoła i pełna radości, tak samo jak ja teraz. Włączyłam piosenkę na "replay" i lekko tupałam stopą w rytm melodii.
[ godzinę później ]
Odwróciłam głowę w prawo, złożyłam ręce na piersiach, zsunęłam się niżej na fotelu. Po raz setny słuchałam melodyjki i spałam jednocześnie. Nagle melodia ucichła, a na sobie poczułam ciepły oddech. Otworzyłam lekko, ostrożnie oczy i zobaczyłam uśmiechniętą twarz mojego blondyna.
- Miło się spało? - zapytał cicho i słodko.
- O to samo mogłabym zapytać ciebie - zaśmiałam się i poprawiłam się na fotelu.
Zwinęłam słuchawki i położyłam koło siebie. Kendall chwycił mojego iPhone'a i cicho się zaśmiał.
- Od kiedy słuchasz piosenek z ukulele?
- Od kiedy wszystkie rockowe mi się znudziły.
- Reachel ci poleciła, co nie? - wyczytał mi w myślach.
- Skąd wiesz? - zdziwiłam się.
- Bywa, że Carlos gra na ukulele. Tak tylko strzeliłem - wzruszył ramionami.
Pokręciłam głową i wyrwałam mu telefon.
- Jak daleko jeszcze do raju? - zapytałam przeciągając się.
- Pytaj się mnie, a ja ciebie - zaśmiał się. - Spałem tyle samo co ty.
Koło nas przeszła stewardesa z wózkiem pełnym jedzenia. Kendall ją dzióbnął palcem w ramię chcąc ją zaczepić.
- W czym mogę pomóc? - uśmiechnęła się do niego.
- Jak daleko do Maui? - odwzajemnił uśmiech.
- Około pół godziny, proszę pana.
- Fajnie, dziękuję - oparł się o fotel.
- W czymś jeszcze mogę pomóc? - nachyliła się do mojego chłopaka.
Chłopak nic nie powiedział, tylko lekko się skrzywił na twarzy i kątem oka spojrzał na mnie.
- Jak? - jeszcze bardziej się nachyliła.
- Podając paczkę landrynek, najlepiej samych pomarańczowych, albo nie... Mogą być wszystkie, ale bez truskawkowych, przejadły mi się. A, jeszcze jedno. Niech pani odepnie w koszuli jeszcze z sześć guzików, bo za mało wdzięków pani odsłania - wtrąciłam się z sarkazmem.
Kobieta momentalnie odsunęła się od naszego rzędu i odjechała z wózkiem ze wściekłą miną. Taa, jej porażka, moje zwycięstwo. No bo... to mój chłopak, nie? Musze go chronić jak lwica!
- Dzięki... Myślałem, że się nie odczepi... - odetchnął.
- Niech się do ciebie jeszcze raz zbliży i tym idiotycznym akcentem zapyta "w czym mogę jeszcze pomóc" to wyjdzie z samolotu jeszcze zanim on wyląduje.
- Uspokój się, Kate - zaśmiał się rozładowując napięcie. - Jeszcze pół godziny i będziemy tylko ty i ja...
Wszystkie rozmowy pasażerów samolotu za nami i przed nami ucichły. Był tylko on. Jego oczy, jego głos, jego uśmiech... Pocałowałam go w usta i zapomniałam o wścibskiej stewardesie. Nie mogłam się doczekać lądowania.
- Dzięki... Myślałem, że się nie odczepi... - odetchnął.
- Niech się do ciebie jeszcze raz zbliży i tym idiotycznym akcentem zapyta "w czym mogę jeszcze pomóc" to wyjdzie z samolotu jeszcze zanim on wyląduje.
- Uspokój się, Kate - zaśmiał się rozładowując napięcie. - Jeszcze pół godziny i będziemy tylko ty i ja...
Wszystkie rozmowy pasażerów samolotu za nami i przed nami ucichły. Był tylko on. Jego oczy, jego głos, jego uśmiech... Pocałowałam go w usta i zapomniałam o wścibskiej stewardesie. Nie mogłam się doczekać lądowania.
[ w tym samym czasie ]
Reachel.
Siedziałam na parapecie okna i wpatrywałam się w światła Los Angeles, a w uszach grała mi piosenka "Lighthouse". Tupałam stopą w rytm i liczyłam światełka za oknem. Zdawałam sobie sprawę, że nigdy się ich nie doliczę, ale sprawiało mi to przyjemność. Wiem, to dziwne... Carlos był w kuchni i robił coś do jedzenia, to miała być niespodzianka. Nagle do mnie na parapet wskoczyła Dark i położyła się na moich kolanach. Uśmiechnęłam się do niej i pogłaskałam. Psinka zamknęła oczy i nawet nie drgnęła. Najwyraźniej była zmęczona. Oparłam głowę o ścianę i dalej patrzyłam na miasto zza szyby.
Carlos.
Gotowałem dla Reach moje ulubione danie... oczywiście zaraz po corndogach... rice krizzle treats. Chciałem się trochę popisać. Nikomu nigdy nie podawałem przepisu. Więc ciii...! Wziąłem patelnię o dużej powierzchni, masło, płatki śniadaniowe i pianki. Na patelnię dałem masło, na masło rzuciłem pianki i rozmieszałem. Powstał z tego lepki mus, więc szybko wrzuciłem "stopniowo" miskę płatków. Stopniowo mam na myśli, aby nie wrzucać wszystkich na raz. I gotowe! Położyłem przysmak na blacie i zawołałem Reachel. Nie usłyszałem jednak odpowiedzi.
- Reach! Żyjesz? - zaśmiałem się i ruszyłem do salonu.
Dziewczyna siedziała na parapecie okna, głowę miała odwróconą do okna, a na jej kolanach leżała Dark. Było tak cicho, że słyszałem co ona słucha przez słuchawki. Zbliżyłem się trochę i usłyszałem piosenkę "Lighthouse". Leciała dzisiaj w radiu i obojgu nam się spodobała. Usiadłem na kawałku wolnego miejsca parapetu tak, że z drugiej strony była Reachel. Siedziałem tak po prostu i patrzyłem przez chwilę na jej spokojną twarz. Byłem szczęśliwy, że jest już bezpieczna i nic nas tutaj nie dosięgnie. Ten dom to było miejsce, które spełniało każde nasze oczekiwanie. Mogliśmy siedzieć w tutaj 24/7 i by nam się nie znudziło. Wstałem i podszedłem bliżej dziewczyny. Zbliżyłem usta do jej ust i pocałowałem. Reachel od razu otworzyła oczy, ale na małą szerokość.
- Uczta gotowa, skarbie - uśmiechnąłem się.
Uśmiechnęła się od ucha do ucha i oddała pocałunek.
- Jesteś kochany - dodała.
Ostrożnie ściągnęła z kolan szczeniaka i wstała z parapetu. Wyciągnęła słuchawki z uszu i razem z komórką położyła na stole. Weszliśmy do kuchni i pokazałem dziewczynie moje dzieło.
- Oo... Co to? - powąchała i przyglądała się.
- Mój specjał - puściłem jej oczko.
- Liczyłam na corndogi... - zasmuciła się.
- Oczywiście corndogów nic nie przebije, ale uwierz mi, że nie będziesz rozczarowana.
Oboje zaczęliśmy ucztę. Karmiliśmy się nawzajem co sprawiało nam dużo radości i nie było nudno. Naprawdę, czułem się jakbyśmy dopiero co się pobrali i byli szczęśliwym małżeństwem. To takie miłe uczucie, że w końcu ktoś mnie kocha tak jak sobie wymarzyłem jako dzieciak.
[ pół godziny później ]
Kate.
I nareszcie nadeszła ta chwila...! Wylądowaliśmy! Szczęśliwie! Kiedy tylko wyszliśmy z pokładu samolotu zaczęłam skakać i śmiać jak wariatka. W końcu przytuliłam Kendalla i ucałowałam w podzięce, że przylecieliśmy w tak piękne miejsce.
- Poczekaj na punkt kulminacyjny... - powiedział tajemniczo.
Wziął mnie za rękę a w drugiej niósł bagaże. Przed lotniskiem stała taksówka, która miała nas zawieść na miejsce. Blondyn wsadził torby do bagażnika i usiadł koło mnie w samochodzie.
- Podekscytowana? - uniósł brew i uśmiechnął się.
- Jeszcze jak - pokiwałam głową.
Nagle chłopak wyciągnął z kieszeni chustkę i zawiązał mi ją oczy.
- No ty chyba żartujesz - zaśmiałam się.
- Nie stawiaj oporu to gładko pójdzie - powiedział śmiejąc się.
Po dziesięciu minutach byliśmy na miejscu, bo Kendall pociągnął mnie za dłoń i wyciągnął z pojazdu.
- Mogę już?
- Nie, jeszcze nie.
Blondyn trzymał mnie za rękę i prowadził gdzieś. Jak na złość nic nie widziałam przez chustkę. Nagle stanęliśmy.
- To tutaj, Kate - odwiązał mi chustkę, a moim oczom ukazała się wielka plaża i dość duży domek zaraz przed nią.
- O matko... - zabrakło mi słów.
- Pięknie, prawda? - zapytał.
Z otwartymi ustami pokiwałam głową nie wiedząc co powiedzieć. Kendall znowu wziął mnie za rękę i zaprowadził do domku. Domek był ładnie urządzony i co najważniejsze - było w nim przytulnie. Nagle usłyszałam, że drzwi się zamykają. Odwróciłam się i w tej samej sekundzie poczułam usta Schmidta. Zadał mi serię namiętnych pocałunków.
- Kocham cię, Kate - wyszeptał między pocałunkami.
- Ja ciebie też - odpowiedziałam jeszcze ciszej.
Serce waliło mi niczym młotem, a ręce zaczęły mi drżeć. Przypomniał mi się nasz pierwszy raz w domku na plaży w Venice. Nagle Kendall wziął mnie na ręce i gdzieś niósł. Okazało się, że do sypialni z dużym oknem na plażę. Położył mnie na wielkim łóżku, a on koło mnie.
- Od pierwszego spotkania wiedziałem, że będziesz moja - wyszeptał i znowu mnie pocałował.
- Ja na początku uważałam cię za złodzieja i nadal tak myślę...
Blondyn przerwał pocałunek i pytająco spojrzał na mnie.
- ...Bo bez pytania ukradłeś moje serce...
Nie było innej opcji, żeby był ktoś inny niż Kendall w moim życiu. Kochałam go tak jak nikogo przedtem. Palcami przeczesałam jego ciemne blond włosy i teraz to ja kradłam... jego usta. Były tak perfekcyjne, że ie mogłam się od nich oderwać. Poczułam, że moja bluzka podnosi się i sekundę później już jej nie było. Nie widziałam co się dzieje. Skupiałam się tylko na jego ustach i cieple jego ciała. Nagle, niespodziewanie poczułam, że nie dotykam koszuli chłopaka tylko jego skóry. Kendall ściągnął koszulę i rzucił w kąt pokoju.
- Obiecałem ci, że będziemy tylko ty i ja... - powiedział patrząc mi w oczy. - Teraz mamy dla siebie i tylko siebie cały miesiąc. Nie zamierzam tego spieprzyć jak inne rzeczy w moim życiu.
Dotknął delikatnie dłonią mojego policzka i powiedział najpiękniejsze słowa na świecie... piękniejsze od "kocham cię", piękniejsze od "nie ma nikogo oprócz ciebie", piękniejsze od "nic innego się nie liczy"...
- Jesteś jedynym perfekcyjnym momentem w życiu, Kate...
________________________________________________________