środa, 8 maja 2013

Rozdział 58 "Nie pal ziela, słuchaj serca, a los będzie ci sprzyjał"

Reachel.

Wyszłam z lotniska LAX i zastanawiałam się nad tym czy zamówić taksówkę czy dzwonić po Carlosa. Postanowiłam jednak zrobić sobie bardzo długi spacer i przemyśleć parę spraw. 

[ pół godziny później ]

Po tak długim spacerze byłam lekko wycieńczona. Rozejrzałam się dokładnie gdzie jestem.
  "Venice Beach..." - szepnęłam sama do siebie z zadowolenia.
Znajdowałam się na ulicy Ocean Front Walk. Słyszałam niedaleko szumiące morze, to takie relaksujące. Patrzyłam teraz na park Venice. Wolnym krokiem ruszyłam w piękne miejsce. Jak zawsze pełno ludzi, jak zawsze hałas, jak zawsze... Ale reszta stała w miejscu, piękno tego miejsca stało w miejscu... Nagle przeszedł mnie dreszcz, gdy zobaczyłam to miejsce... Tam gdzie Greg Cipes grał na gitarze nie wiedząc co robić w życiu. Ojciec zachowywał się jakby go kompletnie nie znał, a mama pracowała nad filmem w Kanadzie. Czy tak jest w dalszym ciągu? Szczerze mówiąc nie mam zielonego pojęcia. Przed odzyskaniem mojej pamięci wyjechał z ojcem do matki i straciłam z nim całkowity kontakt. Zaszło między nami do czegoś. Tak, do pocałunku. To wszystko. W pewnym sensie zrobiłam to za plecami Carlosa, ale przecież nie pamiętałam go, a tylko Greg był mi przez ten okres czasu najbliższy. Zastępował mi chłopaka, przyjaciela. Krótka, ale znacząca znajomość. Te wspomnienia spowodowały, że zakręciło mi się w głowie. Usiadłam na pobliskiej ławce i odetchnęłam. Postanowiłam zrobić sobie godzinny przystanek. Siedziałam na ławce, znudzona wyciągnęłam iPhone'a z kieszeni i zaczęłam pisać do Kate. Spytałam jak u niej, ona odpisała, że już lecą i jest super. Podobno Kendall ciągle ją dziobał palcami w brzuch. Zaśmiałam się i odpisywałyśmy sobie, aż nie wybiła godzina 13:30. Trzeba było iść dalej.

[ 15 minut później ]

Postanowiłam nawiedzić Chalice Studio. Nie było mnie tam od mojego ostatniego wybryku. Będąc już na Highland Ave weszłam do dość dużego budynku. Korytarze jak zwykle były zatłoczone. Kierowałam się do studia D. Tam spotkałam się z Danielem - "aniołem stróżem" jak to nazywa go Eleonore, moja menegerka. Gdy znalazłam już studio chciałam otworzyć drzwi co mi się nie udało. 
  - Szukasz kogoś, kochana? - zapytał nagle ktoś za moimi plecami. 
Skoczyłam przerażona i spostrzegłam, że to Eleonore. Ona wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia.
  - Brown?! Co się znowu z tobą działo? - pytała jakby była na mnie wściekła.
W sumie nie dziwiłam się jej. Po raz drugi zniknęłam stawiając moją karierę pod znakiem zapytania. 
  - Mały wypadek... Już wszystko jest pod kontrolą - odpowiedziałam.
  - No ja myślę. Masz mnóstwo pracy - powiedziała poważnie i z surową miną.
Przeraziłam się na myśl, że moja kariera wisi na włosku. Nagle na twarzy kobiety pojawił się promienny uśmiech.
  - Oczywiście żartuję, Reachel - zaśmiała się. - Super, że jesteś. 
  - Dziękuję, chciałabym porozmawiać z Danielem...
  - A, nie, nie. Dzisiaj jeszcze za nic się nie bierz. Zaczniesz jutro, dobra? Daniela dzisiaj nie ma w studiu. Przygotuj się na jutro - puściła mi oczko i odeszła.
Wyszłam więc z budynku i zadzwoniłam po taksówkę, żeby chociaż kawałek bliżej podjechać. Mężczyzna wiózł mnie i prowadził ze mną miłą konwersację. Gdy zorientowałam się, że za następnym zakrętem jest ulica 2nd Street poprosiłam, aby mnie tutaj wysadzono. Życzono mi miłego dnia, a ja podziękowałam. Zaraz za rogiem był dom chłopaków. Chciałam sobie tamtędy przejść. Nagle spostrzegłam, że na tej ulicy (parz tu: 2nd Street) prawie zmieniło się na dobre moje życie. Weszłam głębiej. Ulica była nadzwyczaj ciemna i ponura. Biło od niej zimno, aż przeszły mnie ciarki jak przypomniałam sobie co się tutaj wydarzyło na sam koniec sierpnia. Znowu poczułam to szybkie bicie serca, wiatr we włosach i bolące nogi chcąc uciec od rzeczywistości. Ten mętlik w głowie nie chciał ustać. Zaczęłam się zastanawiać dlaczego ja aż tak rozpaczliwie zareagowałam na ten tatuaż. Po prostu byłam zła, że on cierpiał jak cholera, a ja nic o tym nie wiedziałam. Zadziałałam pod siłą presji i napięcia. Znowu widziałam ten chytry uśmieszek Samanthy, gdy zobaczyła, że nic nie wiem o jego wybrykach. Ale teraz jak byłam już spokojna uświadomiłam sobie w końcu czemu go zrobił. Ten tatuaż to pieczęć tego, że jest silny i bezwzględny. I pomyśleć, że zrobiłam z tego jeden wielki dramat. Prawie straciłam życie... Zamknęłam oczy na chwilę... Zobaczyłam ciemną noc i światła samochodu jadącego na mnie. Poczułam, że cofnęłam się 3 miesiące do tyłu. Wiatr wiał mi w twarz, a łzy ciekły strumieniem po policzkach. Nie chcąc dłużej trwać w tych wspomnieniach natychmiast otworzyłam oczy. Słońce znowu świeciło, a ulica nie była już taka ciemna. Przejechałam palcami po szyi i dotknęłam mojego kluczyka na wisiorku. Odetchnęłam z ulgą i uśmiechnęłam się sama do siebie. Wyszłam z uliczki 2nd Street i weszłam w 4th Street. Postawiłam dziesięć kroków i zobaczyłam dom Kendalla, Jamesa i Logana. Carlosa już nie, bo teraz ze mną dzielił cztery ściany. Znowu zamknęłam oczy i zobaczyłam chwilę, gdy przybiegłam z Carlosem i postrzeloną Dark na rękach. Moment, kiedy wróciliśmy z plaży dzień po urodzinach Jamesa. Ten dzień, kiedy czekaliśmy na telefon od komisji kastingu. Dzień kiedy Logan i Kendall uciekali przed dziewczynami i im się nie udało. Wszystkie wieczory przed telewizją i inne nasze wygłupy. Uśmiechnęłam się znowu i otworzyłam oczy. Nagle sobie coś uświadomiłam. 
  "Przecież Kendall miał urodziny niedawno!"
Wyciągnęłam znowu telefon z kieszeni i zapisałam w notatniku "ODPRAWIĆ URODZINY DLA KENDALLA!! POWRÓT Z MAUI!!". Kate odprawi mu takie nieziemskie urodziny na Hawajach... Hahaha. Napisałam jeszcze szybko sms do Kate, żeby zrobiła taką imprezę Kendallowi której on nie zapomni. Odpisała jednoznacznie: "Nie wróci do LA cały X DDDD". Skręciłam w ulicę 919 Lincoln Blvd chcąc spojrzeć tylko na mój dawny dom. W tym przypadku wspomnień było mało... Najwyraźniej pokazało mi się wspomnienie, kiedy przerażona wracałam z mojej pierwszej randki z Carlosem. Zobaczyłam w kuchennym oknie, że Freddie robi sobie coś do jedzenia. Nie chciałam, żeby mnie zobaczył, bo czas było już wracać do domu. Ruszyłam więc szybko prosto przed siebie. Po drodze spotkałam dom Robyn, który stał parę kroków od mojego. Minęłam go i zaczęłam patrzeć za samochodami, aby jakiś kierowca mnie podrzucił kawałek. Brakowało mi już pieniędzy na kolejną taksówkę. Nagle spostrzegłam, że stoję obok parkingu na Lincolna. Znowu zamknęłam oczy i zobaczyłam jak parę miesięcy temu pakowałam tutaj do samochodu rodziców swoje walizki. To pożegnanie z przyjaciółki, mój pierwszy pocałunek z Carlosem... Z jednej strony to był tragiczny czas, ale są też miłe wspomnienia. Na przykład kiedy spotkałam tutaj Isabellę, jak już wspomniałam pierwszy mój pocałunek. Obrazy przelatywały szybko, ale było ich dużo. Ocknęłam się i próbowałam wrócić do rzeczywistości - znowu. Wystawiłam rękę prosząc kogokolwiek o pomoc. Zatrzymał się przede mną czerwony Citroen, a w nim siedział starszy mężczyzna.
  - Podwieźć? - zapytał miło.
  - Bardzo proszę - uśmiechnęłam się.
  - Wsiadaj, ptaszku - zaśmiał się.
Zadowolona wsiadłam do pojazdu i ruszyliśmy.
  - Dokąd panienka sobie życzy?
  - Na Chantaqua Blvd, poproszę.
  - Super się składa, właśnie tam przejeżdżam.
Odetchnęłam i przyglądałam się jeszcze tak znanym mi okolicom.

[ 10 minut później ]

Była już 14:30 kiedy dojechaliśmy do Chantaqua Blvd. Poprosiłam, aby mnie wysadzić i nie wjeżdżać specjalnie na Corona Del Mar.
  - Resztę pokonam już na własnych nogach - zaśmiałam się. - Dziękuję za pomoc.
  - Cała przyjemność po mojej stronie - uśmiechnął się miło.
Zatrzasnęłam drzwi i szybko przebiegłam przez drogę. Pomachałam jeszcze szybko kierowcy i ruszyłam pod górkę do domu. Szłam samym uboczem, aż do rozgałęzienia dróg. Poszłam tą krótszą drogą, bliższą mojemu domowi. Właśnie weszłam w następną uliczkę, gdy usłyszałam silnik samochodu. Samochód pojechał drugą drogą, tą dłuższą. Zasapana weszłam już na moje osiedle. Przechodziłam teraz koło byłej willi Williama świętej pamięci. Zaraz... Jakiej świętej pamięci?! 
  "Mam nadzieję, że się w piekle smaży!" - pomyślałam z oburzeniem.
Nagle coś zwróciło moją uwagę. Ktoś stał pod bramą wejściową. Zmrużyłam oczy chcąc dostrzec kto to. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom! Wiecie kto to był? Greg! Wrócił! Przejechał przed chwilą koło mnie. Najwyraźniej to był on. Chłopak odwrócił do mnie głowę, bo chyba wyczuł, że ktoś na niego się patrzy.


  - ...C-Clara?! - uśmiechnął się i rzucił mi się w ramiona. - Matko miłosierna, jak ja się za tobą stęskniłem!
Chciałam go od siebie odepchnąć. Blondyn już chciał mnie pocałować w usta, jednak się odsunęłam. 
  - Coś nie tak? - zmartwił się. - Czemu tu mieszka jakaś Gonzales? Gdzie William? Co się dzieje?
  - Greg, wszystko się strasznie pozmieniało - nie wiedziałam jak zacząć. - Nie mówiłam ci tego nigdy, ale...
Zacięłam się. Nie wiedziałam jak mu to wytłumaczyć, czemu nie opowiedziałam o całej akcji z amnezją wcześniej. 
  - Mów, o co chodzi - zachęcił mnie.
  - Ehh... Przed tym jak spotkałeś mnie w Venice miałam poważny wypadek. Mogłam zginąć, ale przeżyłam. Za to miałam amnezje, kompletnie zapomniałam co się działo przez całe moje życie. Nie ważne, jaki miałam wypadek, to nie jest już ważne czyja to była wina. Po wypadku obudziłam się w domu Williama - pokazałam na wielką willę. - On mnie doprowadził do normalnego stanu, załatwił mi pracę, dbał o mnie. Już byłam w stu procentach pewna, że jestem dla niego jak córka. Wykreował we mnie nową osobowość i styl życia. W końcu pewnego dnia mój chłopak mnie znalazł. Wszystko zaczęło się komplikować, chciał przywrócić mi pamięć, bo tęsknił za mną. Ja nie dawałam mu dojść do głosu, William się denerwował, potem ty wyjechałeś... Ehh... Jednym słowem to był chaos... 
Wzięłam głęboki oddech, bo chyba się zapowietrzyłam. Greg chciał, abym kontynuowała.
  - Na sam koniec chłopak chciał mnie wyciągnąć z willi i nie udało mu to się dwukrotnie. Willa była silnie strzeżona przez psy i ochroniarzy. Usłyszałam kłótnię jego i Williama i okazało się, że nie był taki opiekuńczy jak mi się wydawało. Chciał zabić mojego chłopaka, ale się postawiłam. Cham... Rzucił mnie i uderzyłam z taką siłą głową, że wszystko mi się przypomniało. Tak czy inaczej nie było mi to już potrzebne. Straciłam czas, a mogłam uratować go przez strzałem. 
  - Nie obwiniaj siebie. Ty nie jesteś niczemu winna. Czekaj, czyli ten chłopak... - nie dokończył.
  - Uratowali go, ale nie było łatwo.
  - Aha... - chyba nie zadowoliła go ta wiadomość. - A co się stało z Williamem?
  - Po tym jak strzelił do niego... to ja go zabiłam...
  - Zabiłaś...?! - nie dowierzał.
  - Nie byłam sobą. Straciłam nad sobą panowanie. Działałam pod wpływem emocji. Byłam zrozpaczona - przeczesałam palcami włosy nie wiedząc co zrobić z moimi dłońmi.
  - Na szczęście wszystko wróciło do normy - uśmiechnął się.
  - Jak najbardziej. Willę kupiła tancerka Chachi Gonzales. Kurczę... Przykro mi... 
  - Dlaczego?
  - Bo... no wiesz...
Przerwały mi odgłosy samochodu. To był Carlos, podjechał bliżej mnie i otworzył okno.
  - Cześć, w końcu jesteś, martwiłem się o ciebie - pocałował mnie w policzek. - Stało się coś?
  - Nie, wszystko wporządku. Zrobiłam sobie spacer. Gdzie byłeś? - zapytałam z uśmiechem.
  - Na blacie w kuchni były klucze do apartamentu Kate. Pisałem z nią i poprosiła, żebym zabrał Dark do domu. I proszę bardzo - wystawił mi ją przez okno i dał do rąk.
  - Cześć, skarbie - ucieszyłam się i pocałowałam psinkę. - Ale się stęskniłam, mała.
  - My idziemy do domu, wróć jak skończysz... O... - zauważył co było moim powodem zatrzymania. - My się znamy?
Greg podszedł do samochodu z którego Carlos wysiadł. Patrzyli na siebie chwilę.
  - Nie, ale już tak. Jestem Greg - przedstawił się blondyn i podał dłoń.
  - A ja Carlos - uścisnął ją.
Carlos nie wyglądał na złego czy coś w tym stylu, Greg to samo. Chyba się polubili.
  - Reachel, wróć proszę do domu jak skończysz rozmawiać, dobra? - uśmiechnął się do mnie latynos.
  - Jasne, przecież nie będę tutaj spała - zaśmiałam się.
Pocałował mnie w policzek i wsiadł z Dark do samochodu i podjechali do domu. Znowu zostałam sam na sam z Gregiem.
  - Więc nazywasz się Reachel, tak? - zapytał.
Skinęłam głową z uśmiechem.
  - Chciałaś coś powiedzieć - przypomniał mi.
  - Amm... Tak... No bo teraz to tak się potoczyło... Zostałeś sam...
  - Ja nigdy nie jestem sam, kochana - wyszeptał mi do ucha.
Spojrzałam na niego, a on spuścił wzrok.
  - Nawet jeśli całujesz się z innym to mnie to nie boli, bo to Reachel się z nim całuje, to Reachel go przytula, to Reachel spędza z nim każdą sekundę swojego życia... Moja Clara jest na zawsze w moim sercu... - wziął moją rękę i położył na swojej klatce piersiowej tak, że czułam bicie jego serca. - Nigdy nie zapomnę tamtych wspaniałych dni spędzonych z nią... Nawet jeśli teraz jej tutaj nie ma to ona może się pojawić kiedy tylko sobie to wymarzę.
Otarłam ręką łzę spływającą po policzku.
  - Nie płacz, to ja powinienem płakać - zaśmiał się.
  - Mhm - pokiwałam głową uśmiechnięta.
Chłopak zwiesił głowę z uśmiechem i ruszył do samochodu, a z niego wyciągnął bukiet ciemnoczerwonych róż. Podszedł do mnie i mi je wręczył.
  - A to dla Clary, przekażesz jej? - zapytał z żartem.
  - Haha, oczywiście dostarczę jej tak szybko jak to możliwe - wybuchnęłam śmiechem.
Nastała cisza. Postanowiłam zahaczyć jakiś temat.
  - Dalej palisz zioła?
  - Już rzadziej - puścił mi oczko.
  - Całe szczęście. To nie wyszłoby ci na dobre - powiedziałam.
On zaśmiał się zabawnie i już wsiadał do auta, jednak ja miałam jeszcze jedno pytanie.
  - Co z twoimi rodzicami?
On westchnął i wysiadł.
  - Tata rozwiódł się z mamą i wyjechał do Las Vegas. Mama skończyła kręcić film i została. Przywiązała się do tego kraju.
  - A co z tobą? Gdzie się podziejesz?
  - Wracam do mamy do Kanady. Namawiała mnie zostanie tam na stałe, ale wolałem wrócić tutaj.
  - I nic nie zastałeś... - dokończyłam.
  - E tam nic - zaśmiał się. - Cieszę się, że cię znowu spotkałem. Cieszę się, że wszystko jakoś się poukładało.
Tym razem już wsiadł do auta i odpalił silnik. Wychylił się przez okno.
  - Do zobaczenia - uśmiechnął się uroczo. - Nie pal ziela, słuchaj serca, a los będzie ci sprzyjał.
  - Uważaj na siebie, Greg - schyliłam się do niego, dzieliły nas milimetry.
Nasze usta spotkały się w namiętnym pocałunku. Dłonią przejechał po moich włosach i policzku. To nie był nasz pocałunek, tylko jego i Clary.
  - Kocham cię, Clara... - wyszeptał z uśmiechem i ruszył drogą powrotną.
_____________________________________________________________
Alex Hepburn - Under
Ellie Goulding ft. Calvin Harris - I Need Your Love
Cipes And The People - Pain
Cipes And The People - Free Me

PROSZĘ O KOMENTARZE ! : D

8 komentarzy:

  1. Ale dużo wspomnień o.O ale to fajnie... Używam zdecydowanie za dużo ale.... O jakie fajne spotkanie ^^ Carlosik jest kochany<3 super rozdział i czekam nn ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. Brak mi słów. *.* Cudowne to było. :3 Czekam na więcej rozdziałów. :) Pisz szybko, bo nie mogę się doczekać. :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Bosko piszesz *.* No nie wiem co napisać, brakło mi słów *-* B.O.S.K.O! <3 :*
    Ps: Zapraszam do mnie na 10 http://big-time-rush-forevers.blogspot.com/ :D

    OdpowiedzUsuń
  4. ale dużo się działo w tym rozdziale <3 haha najlepsze spotkanie z Gregiem ♥ Czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  5. Woohoo ! Greg i pocałunek wow xD ciekawe czy Carlos to widział ? xD super rozdział jak zawsze !! :D Ok czekam na next pisz szybko !!!

    ~ Robyn

    OdpowiedzUsuń
  6. fbpdjnfdhjew kochaaaaaaaaaaaaaam <3 pisz nowy! ~ Alex :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Ojej ojej <3 Super świetny ! <3 Czekam na nn :*

    OdpowiedzUsuń
  8. DLACZEGO JA NIE SKOMETOWAŁAM TEGO ROZDZIAŁU?! DLACZEGO?! PRZEPRASZAM.
    rozdział świetny, jak zawsze zresztą. fajnie tak czasami powspominać stare czasy. Ale ten pocałunek mi sie nie podoba. W każdym razie.. Powie o tym Carlosowi? Mam nadzieję, że tak..
    czekam na NN <3

    OdpowiedzUsuń