środa, 31 lipca 2013

Rozdział 61 "Ta noc jest jak bajka"

Isabella.

Logan zabrał mnie na Florydę na trzy tygodnie. Byłam wniebowzięta, bo byłam tylko on i ja. Zawsze coś nam przeszkadzało. Michaelle ciągle mi go zabierała, ale kiedy już wyjechała na zawsze zrozumiałam, że teraz jest tylko mój... No to się pomyliłam, bo pojawiła się Michelle. 
Na szczęście, bądź nieszczęście Michelle i Jesse musiały zamknąć sklep. Wraz z rodzicami wyjechały z Los Angeles do Seattle. Może i Michelle zabierała mi Logana, a Jesse zabierała Jamesa od Alex, ale to były także nasze znajome. Jak dobrze pamiętam, trochę pomogły Reachel. Nie było jednak innego wyjścia. 
Wracając do tematu, wykupiliśmy ładny domek na Florydzie i tam mieszkaliśmy przez trzy tygodnie. Chodziliśmy na plaże jak i siedzieliśmy w domu i spędzaliśmy miło wspólnie czas.
Pewnego dnia siedziałam na sofie odpoczywając i czytając książkę. Nagle podszedł do mnie Logan.
  - Co robisz? - zapuścił żurawia do mojej książki. 
  - Czytam... - powiedziałam nie odrywając się od tekstu.
  - A nie wolisz spędzić ze mną popołudnia? - uśmiechnął się.
  - Spędzam go codziennie, Logan... - znowu odpowiedziałam patrząc na litery.
  - Znudziłem ci się... - zawiódł się i ruszył w stronę drzwi.
Westchnęłam i zamknęłam książkę.
  - Zaczekaj... - wstałam z sofy.
  - Cudnie! Bierz deskę i jedziemy! - rzucił mi pod nogi deskorolkę.
  - Co? 
  - Nie "co", tylko jedziemy, Isabello! - pociągnął mnie za rękę.
Wybiegliśmy z domku i wychodząc już na ulicę zatrzymałam go.
  - Pamiętasz, że nie umiem jeździć? - pokazałam palcem na deskę.
  - Oczywiście, że tak. Rozbiłaś naszą wazę... - westchnął zabawnie. - W takim bądź razie cię nauczę. Kiedyś w końcu trzeba, nie? - jego dołeczki ujrzały światło dzienne.
Miałam słabość do jego uśmiechu. Zgodziłam się. Poszliśmy do najbliższego parku i zaczęliśmy od razu.
  - Lekcja pierwsza, gotowa? - uniósł brwi czekając na odpowiedź.
  - Jak nigdy - potrząsnęłam głową przerażona.
  - Nie bój się - chwycił moją rękę, a ja weszłam na deskę. - Jestem tutaj, trzymam cię.
Te słowa dodały mi otuchy. Oddałam się Loganowi, a on podawał mi instrukcje. 
  - Chwyć się mnie i stań na desce.
  - Ale...! - nie dokończyłam.
  - Jestem tutaj i cię trzymam, nie bój się - spojrzał mi w oczy.
  - Okej - uśmiechając zgodziłam się.
Stanęłam na desce trzymając się Logana. Przez chwilę czułam się dziwnie, że deska czasami bez jakiegokolwiek ruchu rusza się w przód i w tył. Logan zrobił parę kroków do przodu, a ja pojechałam bardzo powoli do przodu.
  - Jezu, trzymaj mnie! - przestraszyłam się.
  - Wyluzuj się i trzymaj równowagę - podpowiadał cicho.
Po godzinie byłam już oswojona, a Logan powiedział, że powinnam teraz spróbować sama.
Chłopak puścił moją rękę i teraz stałam sama na desce. Ruszała się ponownie w tył i przód bez mojego ruchu.
  - Pamiętaj, nie denerwuj się i utrzymuj równowagę - powtórzył Logan.
Kiwnęłam głową. Wzięłam głęboki oddech i próbowałam nie kiwać się.
  - Super! A teraz lekko odepchnij się jedną nogą - podkreślił słowo "lekko".
Zrobiłam, jak kazał. Lewa noga została na desce, a prawa LEKKO odepchnęła się od ziemi. Wolno pojechałam do przodu.
  - Okej, teraz prawa noga wraca na deskę! - słyszałam Logana za sobą.
Noga stanęła na desce i po chwili jechałam bez problemu. Wiatr lekko rozwiewał moje długie, brązowe włosy, a uderzanie kółek o kostki chodnika dawały mi taką satysfakcję i radość.
  - Brawo, Isabella! Super! - krzyczał Logan i klaskał w dłonie.
Postanowiłam, że to za wolno i chcę czegoś lepszego. Prawą nogą znowu odepchnęłam się od ziemi. Deska przyśpieszyła, wiatr jeszcze mocniej rozwiewał moje włosy, kółka szybciej i mocniej uderzały w kostki. To było takie cudowne uczucie. Chciałam więcej i więcej. W pewnym momencie zobaczyłam przed sobą przejście dla pieszych. Zaparło mi oddech, a serce stanęło.

Logan.

Byłem dumny z Isabelli, że tak szybko załapała. Cieszyłem się, że ją czegoś nowego nauczyłem. W pewnym momencie zauważyłem, że ona znowu się odpycha i jedzie szybciej. Przed nią zauważyłem przejście dla pieszych. 
  - Cholera...! - przekląłem i ruszyłem za nią.
Nie sądziłem, że będzie tak lekkomyślna i się rozpędzi. Jechała prosto na przejście pełne ruchliwych samochodów.
  - Isabella! Stój!
W końcu się zorientowała i zaczęła panikować.
  - Isabella! 
Biegłem za nią tak szybko jak tylko umiałem. Auta jak na złość się nie chciały zatrzymać, był okropny ruch.
  - Zeskocz z deski!
Nie słyszała mnie. Była zbyt przerażona. 
  - Logan! - krzyczała.
  - Biegnę! 
Przyspieszyłem i już prawie byłem przy niej. Już dotykałem ją koniuszkiem palca. 
  - Mam cię! Już prawie!
Przejście było dosłownie centymetry przed nami.
  - Logan! Pomocy!
W końcu rzuciłem się na nią i oboje leżeliśmy milimetry od przejścia. Deska wyjechała na środek przejścia i została połamana przez samochody. Oboje dyszeliśmy, a serca biły nam jak szalone. Spojrzałem na Isabellę, była cała blada ze strachu. Łzy wypłynęły z jej oczu.
  - Już dobrze... - przytuliłem ją i uspokoiłem. - Koniec na dzisiaj... Może nawet na zawsze...

Kate.

Mijały dni, kiedy byłam z Kendallem na Maui. Każdy dzień był lepszy od poprzedniego. Nie obchodziło nas, że za niedługo wrócimy do LA i wszystko będzie tak jak było. Otóż nie będzie tak, jak było... Ja i Kendall jesteśmy ze sobą tak szczęśliwi, że moglibyśmy się nawet od razu pobrać. Nie widzieliśmy świata bez samych siebie. Może byliśmy od siebie uzależnieni? To mnie cieszyło. Już wolałam mieć takie uzależnienie. Całymi dniami rozmawialiśmy, śmialiśmy się, itp. Zdarzały się dość często wieczory pełne rozkoszy... Nie bałam się, że coś z tego wyniknie... Liczył się tylko on i jego dotyk...  
  - To co dzisiaj robimy? - podszedł do mnie Kendall, kiedy wyszłam z łazienki o poranku.
  - Może tym razem ty coś wymyślisz? - uśmiechnęłam się i oplotłam go ramionami.
  - Nie masz pomysłu? - uniósł brew.
  - A ty masz? - przechyliłam głowę.
  - A jak powiem, że mam? 
  - Masz? Aż się boję, co znowu wymyśliłeś... - zaśmiałam się.
  - Nie warto. Ja znikam na parę godzin, a ty się ładnie pozbieraj - dotknął palcem mojego nosa i uśmiechnął się.
  - Ale gdzie ty...
  - Wracam za parę godzin! - krzyknął i wyszedł z domku.
Westchnęłam i wróciłam do łazienki. Umyłam się, uczesałam włosy w wysokiego koka i nałożyłam makijaż. Byłam bardzo ciekawa, co znowu Kendall wymyślił. 
  "Ładnie się pozbieraj...? Jak mam rozumieć to ładnie...?"
Nie zmieniało to faktu, że nie mogłam się doczekać niespodzianki. Nagle zorientowałam się, że nie mam nic tak ładnego do ubrania. Miałam zwykłe, parę krótkich spodenek, parę bluzek i to było wszystko. Nie miałam innego wyjścia. Zbyt dużo czasu spędziłam na makijaż i fryzurę. Stałam przed szafą zła na siebie. Nagle zadzwonił telefon.
  - To Kendall... Co mu powiedzieć...? - westchnęłam.
Odebrałam i przyłożyłam telefon do ucha.
  - Czy moja księżniczka jest już gotowa? - odezwał się wesoły i uradowany.
  - Tak właściwie to...
Usłyszałam pukanie do drzwi.
  - Poczekaj, ktoś przyszedł... - powiedziałam i ruszyłam do drzwi.
  - Ja nigdzie się nie ruszam - zaśmiał się.
Zmarszczyłam brwi nie rozumiejąc o czym mówi. Otworzyłam drzwi, a przede mną stał ubrany w czarny garnitur Kendall. Dosłownie opadła mi szczęka. 
  - K-Kendall...?!
  - Witam, panno Ellen - ukłonił się z uśmiechem.
Chwycił moją rękę i pocałował. Spojrzał mi w oczy.
  - Poczułem się jak Jack z Titanica.
Ja tylko się zarumieniłam i spuściłam wzrok.
  - Będziesz dzisiaj moją księżniczką - uśmiechnął się. 
  - Twoja księżniczka nie ma stroju... - zmartwiłam się.
  - Księżniczka się myli... - powiedział tajemniczo.
Zza pleców wyciągnął duże pudełko.
  - Co to jest? 
  - Sama zobacz - podał mi pudełko.
Otworzyłam wieczko i zobaczyłam błękitny materiał. Wyciągnęłam zawartość pudełka i zobaczyłam piękną sukienkę. 
  - O matko...! 
  - Podoba ci się? 
  - Jest prześliczna...! 
  - Karaibski błękit - popisał się.
  - Dziękuję! - rzuciłam mu się w ramiona.
  - Teraz idź ją przymierz, mam nadzieję, że dobry rozmiar wziąłem - zaśmiał się.
Pobiegłam do po schodach do sypialni nie mogąc się doczekać. Szybko ściągnęłam to, co miałam na sobie i włożyłam sukienkę. Była jakby uszyta specjalnie dla mnie. Była ona trochę krótsza niż do kolan, bez ramiączek, z szerokim pasem i dłuższe kawałki materiału zwisały z tyłu sukni. Wyglądała cudownie. Kolor doskonale pasował do mojej cery i koloru włosów. Uśmiechnęłam się do siebie w lustrze i zrobiłam piruet na palcach chcąc zobaczyć, jak suknia faluje. 


***

Kendall.

Stałem przy drzwiach wejściowych i czekałem na Kate. Spojrzałem na zegarek, czy nie jesteśmy spóźnieni na bal. Nagle usłyszałem zatrzaśnięcie drzwi i uderzenia obcasów. Spojrzałem w stronę schodów, a po nich schodziła Kate w pięknej sukni. Wszystko zwolniło tempo. Nie mogłem uwierzyć, że to ona. Wyglądała jak prawdziwa księżniczka. Uśmiechnęła się do mnie i w tym momencie obcas jej poślizgnął się, a ona poleciała do przodu. Szybko chwyciłem ją w ramiona, a ona zaczęła się śmiać.
  - Rozproszyłeś mnie! - śmiała się.
  - Nic ci nie jest? - martwiłem się i dotknąłem jej lewej kostki.
  - Wszystko wporządku, panie Schmidt - puściła mi oczko.
  - W takim razie... - wstaliśmy z podłogi. - Mogę panią prosić...? - wystawiłem ramię.
Ona uśmiechnęła się i podała swoje ramię.
  - Limuzyna już czeka - powiedziałem.
  - Gdzie jedziemy? - zapytała podekscytowana.
  - Na bal, księżniczko - otworzyłem jej drzwi samochodu i ruszyliśmy.

***

Kate.

Weszliśmy na wielki bankiet. Było pełno ludzi, którzy pewnie na kontach mają miliony, a może więcej. 
  - Kendall, co to za impreza?
  - Zwykły zlot amerykańskich gwiazd - wzruszył ramionami.
  - C-Co?! Zlot?! Gwiazd?! Amerykańskich?! Zwykły?! - nie wierzyłam własnym uszom. 
  - Parę osób się dowiedziało, że tutaj jestem. Z tego względu zaprosili mnie i ciebie tutaj - pokazał na wielki bufet, ogromny parkiet, robiących ciągle zdjęcia paparazzi i mnóstwo, mnóstwo gwiazd światowego formatu. - Niech wszyscy zobaczą, jaką mam piękną księżniczkę.
Podeszliśmy do bufetu, żeby napić się trochę. Przy bufecie spotkaliśmy Emmę Stone, Jessicę Albę, a co najlepsze... Leonardo DiCaprio! 
  - Czy ty przypadkiem dzisiaj się do niego nie upodabniasz...? - szepnęłam do Kendalla i zaśmiałam się cicho. 
  - Przedstawię się mu, może zagram kiedyś jego dublera... - szepnął mi.
Zaśmiałam się, ale szybko zatkałam usta, żeby nie zaśmiać się za głośno.
  - O kurczę, patrz! - szturchnęłam Kendalla. - Tam jest Johnny Depp!
  - To już ja ci nie wystarczam...? 
  - Nie, Reach go uwielbia. Wezmę od niego autograf i wrócę do ciebie, okej? - pocałowałam go w policzek i poszłam do Johnny'ego. 
Kiedy już go zdobyłam, wróciłam do chłopaka. Ciągle stał przy bufecie i popijał poncz. 
  - Załatwione. Nie umówiłam się z nim, bo był z żoną - zaśmiałam się.
  - Zabawne, Katelyn - potrząsnął głową. 
Nagle podeszło do nas paru paparazzi.
  - Kendall Schmidt? - zapytał jeden.
  - We własnej osobie - pokazał na siebie dumny.
  - A to twoja partnerka? - zapytał drugi.
  - Moja dziewczyna, Kate Ellen - uśmiechnął się do mnie.
  - Możemy prosić o parę zdjęć?
  - Jasne - Kendall oplótł mnie ramieniem i oboje się uśmiechaliśmy do kamer. 
Flesze oślepiały mnie, ale podobało mi się to. To było coś, czego nigdy nie miałam. 
  - Super! Jeszcze parę!
Czułam się jak prawdziwa gwiazda. Co z tego, że nią nie byłam. Miałam piękną suknię, miałam sesję i poznałam prawdziwe gwiazdy. 
  - Dzięki. Miłego wieczoru - paparazzi odeszli.
  - Ej, Kate, tam stoi Justin Timberlake. Idź zarwać do niego - zaśmiał się Kendall.
  - Ta, jasne, zadzieram kiece i lecę - parsknęłam.
  - Przecież on jest taki męski - śmiał się dalej.
  - Jak on jest męski to ja jestem Cameron Diaz - przewróciłam oczami.
Nagle zagrała ładna piosenka. Wiedziałam, czego się spodziewać.
  - Mogę prosić do tańca, Katelyn Ellen? - chwycił mnie za rękę.
  - Oczywiście - odpowiedziałam z uśmiechem i ruszyliśmy na parkiet.
Kendall chwycił mnie w pasie i przybliżył do siebie tak, że się stykaliśmy ciałami. Lekko się zmieszałam.
  - Nie gryzę, Kate - szepnął do mnie i uśmiechnął się.
Przybliżył się jeszcze bardziej do mnie i patrzył mi głęboko w oczy. 
  - Czy już ci mówiłem, że jesteś piękna...? 
  - Nie powiem ile razy... - uśmiechnęłam się.  
  - Być z tobą tutaj, to bajka...
  - Dziękuję, że mnie tu przyprowadziłeś...
  - Nie przyszedłbym tutaj bez ciebie - uśmiechnął się.
Położyłam głowę na jego ramieniu i zamknęłam oczy. Chciałam, żeby ta bajka trwała w nieskończoność.
______________________________________________
Wróciłam na tego bloga! Postanowiłam go nie zostawiać, bo zobaczyłam ilu z was to czyta : ) Również z tego względu, że historia Reachel i Carlosa jest dla mnie bardzo ważna, bo jest to pierwsza historia. Od tego się zaczęło i nie chcę tego kończyć.

Dziękuję za prawie 4 tysiące wyświetleń! : ) Jesteście super! : )

GŁOSUJCIE NA TWITTERZE NA BTR DO #KCAARGENTINA #BTRPorSerie!

GŁOSUJCIE NA BTR NA TCA! http://www.teenchoiceawards.com/vote-music.aspx

5 komentarzy:

  1. Bardzo fajny rozdział! :D
    Dobrze piszesz i fajnie się to czyta.
    Życzę weny na kolejne!
    ~Ania. (@ilypena)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super że dalej piszesz tego bloga :) mnie się strasznie on podoba masz talent ;) udało mi się nadrobić wszystkie rozdziały bo gdy dałaś mi linka do jednego z nich a to był dokładnie rozdział o tym jak Reachel leżała w szpitalu i musiała wybaczyć ;) to tak mnie zaciekawiło że zaczęłam czytać od początku twoje bloga :) i jestem pod wrażeniem. Masz ogromny talent :)

    OdpowiedzUsuń
  3. wiem, że dopiero teraz, ale jakoś mi się tak przypomniało akurat : )
    mówiłam ci już, że kocham ten rozdział? <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam nadzieję, ze dasz znać jak wrócisz.
    Ja się dezaktywuję. c:

    OdpowiedzUsuń