środa, 20 marca 2013

Rozdział 51 "Musisz wybaczyć, by wrócić"

Reachel.

W głowie kołatała mi się ciągle ta sama myśl.
  "To już koniec...? Już po wszystkim...?"
Chciałam otworzyć oczy i zobaczyć, że jestem w niebie. Nie mogąc dłużej wytrzymać otworzyłam je.
Światło zaczęło mnie razić. Wszystko stało się tak jasne, że musiałam z powrotem je zamknąć. Po dwóch minutach uchyliłam powieki. Światło nie było już tak rażące.
Co widziałam?
Nie niebo.
Nie raj.
Widziałam ściany, trzy lampy na suficie, a po mojej prawej stronie - okno otwarte na oścież. Jasne słońce świeciło, a promienie wpadały do pomieszczenia. Zobaczyłam moje nogi, moje ręce... I moją przyjaciółkę - Kate.
  "Jestem w szpitalu..."
Siedziała po mojej lewej stronie, a właściwie to leżała głową na mojej dłoni. Trzymała mnie za nią. Widać było po niej, że jest na tle załamania nerwowego. Jej włosy były w totalnym nieładzie, a paznokcie obgryzione aż do krwi. Chciałam się podnieść i uświadomić jej, że tutaj jestem. Podniosłam rękę chcąc pogłaskać ją delikatnie po włosach. Nagle moja ręka przeniknęła przez głowę blondynki.
  "Co?! Jak?!"
Spojrzałam na dłonie. Były przeźroczyste. Poruszyłam nogami. Też były przeźroczyste.
  "Jestem duchem..." - nie wiedziałam, jak przyjąć to stwierdzenie.
Ostrożnie wstałam z łóżka niczego nie ruszając. Odwróciłam się do przyjaciółki i mojego łóżka. Moje "prawdziwe" ciało nadal tam leżało.
Ciało zostało, a ja byłam duszą...
Zwróciłam głowę do okien i drzwi. Za szybkami widać było korytarz szpitala. Nagle coś przykuło moją uwagę.
W pierwszym oknie z brzegu.
Stał i przyglądał mi się chłopak. Widać było, że jest smutny i zły za razem. Przyglądał się mojemu ciału.


  "Carlos..." - z jednej strony cieszyłam się, że nie zapomniał o mnie, ale z drugiej to przez niego umarłam.
Nagle spostrzegłam też, że na krzesłach siedzą Kendall, Logan i James. Zaraz obok nich siedzą Alex, Isabella, Michelle, Jesse i... Robyn! Miałam ochotę ją uściskać, spytać jak było we Francji i co z jej babcią... Ale znając moją aktualną sytuację - nie mogłam. Wyszłam na korytarz zerkając jeszcze raz na Kate. Nie wiedziałam, co robić. Nagle Logan odezwał się zmęczonym i ledwo słyszalnym głosem:
  - Carlos, siądź. Stoisz tak już chyba z godzinę...
Nic nie odpowiedział. Ciągle stał i patrzył się na mnie.
  - Nic nie wystoisz... - dodał tak samo ze zrezygnowaniem Kendall.
  - Zamknij się... - odpowiedział krótko.
Schmidt odwrócił głowę do Robyn i już się nie odezwał.
Zastanawiała mnie jedna rzecz: gdzie jest Jay? Niestety musiałam poczekać na odpowiedź. Do rozmowy wrócił James.
  - Jak myślisz, co ci da to, że będziesz tu stał cały dzień?
Latynos tylko odwrócił do niego głowę i rzucił mu wzrok mówiący "gówno". Maslow jednak nie zwrócił na to większej uwagi.
  - Myślisz, że to ci coś da? Że ona cię widzi i zaraz się wybudzi? - zaczął się unosić.
Gdyby nie to, że jestem tylko duchem, mogłabym powiedzieć, że coś mnie zabolało w sercu.
  - Przestań wpieprzać się w nieswoje sprawy! - Carlos zdenerwował się nie na żarty.
Rzucił ostatni raz spojrzenie w kierunku mojego ciała i ruszył wolnym krokiem korytarzem ze schowanymi rękoma w kieszeniach spodni. Chciałam iść za nim, ale coś mnie zatrzymało. Usłyszałam kroki. Carlos najwyraźniej też je usłyszał, bo także się zwrócił w przeciwnym kierunku.
  - Dzień dobry... - odparł wysoki mężczyzna o przesadnie obciętych włosach.
  - Witam - przywitał się tak samo beznamiętnym tonem Kendall i wstali wszyscy z krzeseł.
  "Tata..."
Za nim szedł chłopak o ciemnobrązowych włosach do ramion.
  "Freddie..."
A kto za nimi ? Kobieta o blond włosach.
Przeszły mnie ciarki, albo po prostu tak mi się wydawało... Cała trójka stanęła jak wryta, gdy zobaczyła po raz kolejny Carlos'a. Tym razem w innych okolicznościach... Bałam się, co zaraz się stanie. Kobieta postawiła pierwsze kroki w stronę latynosa. Wiedziałam, że zaraz na pewno coś zrobi.
  - Jessica... - chciał chwycić ją za ramię ojciec.
Jednak ona się z łatwością wyrwała i była coraz bliżej chłopaka. Każde uderzenie obcasa o posadzkę przyprawiało wszystkich o coraz szybsze bicie serca. Carlos stał twardo w tym samym miejscu. Chciał przyjąć karę jak prawdziwy mężczyzna. Patrzył jej głęboko w oczy pokazując swoją odwagę.
Była coraz bliżej... Bliżej... Bliżej...
W końcu stała z nim twarzą w twarz. Wszyscy siedzieli w napięciu. Podeszłam bliżej ich obojga z myślą, że to coś zmieni.
Matka nagle podniosła rękę i uderzyła chłopaka mocno w policzek.
Carlos lekko zawahał się, ale stał.
  - Moja córka jest w śpiączce... - odezwała się szepcząc do niego aby Fred nie usłyszał. - Zapłacisz za to... Zniszczę cię...
Odeszła od niego i szła w stronę wyjścia ze szpitala. Wzięłam parę głębokich oddechów patrząc za postacią jak wychodzi z budynku. Tata i Freddie weszli do sali, gdzie nadal była Kate i moje ciało. Odwróciłam się w stronę Carlos'a, znowu wsadził ręce do kieszeni i szedł korytarzem.
Postanowiłam go zostawić i weszłam do sali.
  - Tato? - zapytał bardzo cicho Fred podchodząc do mojego łóżka.
  - Tak?
Kate spała tak głęboko, że nie zareagowała na rozmowę.
  - Kiedy Reach się obudzi?
To pytanie złamało moje serce, gdybym tylko je miała.
Tata zmieszał się. Sam nie wierzył chyba, że w ogóle się kiedyś obudzę.
  - Wiesz? - położył mu dłoń na ramieniu. - Niedługo...
No tak, bo co on miał powiedzieć.
Nagle usłyszałam czyjeś szepty. I to nie były szepty Fred'a, taty, Kate, czy kogoś z przyjaciół.
Wyszłam z sali i wsłuchiwałam się w głos.
  - Słuchaj... słuchaj... - powtarzał jakiś głos, a jego echo rozchodziło się jakby po całym szpitalu.
Zaczęłam iść w kierunku, którym szedł wcześniej Carlos. To tam głos był głośniejszy. Korytarz wydawał się kompletnie ciemny. Jakby ktoś pod moją nieuwagę zgasił wszystkie światła.
  - Słuchaj mnie... Słuchaj mnie... - mówił dalej głos.
Ja jak we mgle weszłam ciemnym korytarzem.
  - W dół... w dół... - nagle zmienił płytę.
Zastanowiłam się i spojrzałam na podłogę. Pod jednymi drzwiami leżała mała karteczka. Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Jakiś głos powtarza praktycznie te same słowa i nagle pojawia się kartka na podłodze. Czułam się jak w jednym z horrorów oglądanych przeze mnie i Kate.
Chwyciłam kartkę.
  "Wybaczenie" - mówiła karta.
  - Wybaczenie? I to wszystko? - oburzyłam się.
  - Chodź... chodź... - znowu usłyszałam głos.
Zmięłam kartę, ale trzymałam w ręce. Szłam dalej. Patrzyłam w podłogę mając nadzieję, że znajdę kolejną.
  - Odwróć wzrok... odwróć...
Zaczynało mnie to już irytować.
Spojrzałam na ścianę po mojej lewej stronie.
Kolejna kartka.
  "Szansa..." - tym razem mówiła.
  - Jest lepiej... - pokiwałam głową.
Znowu zmięłam kolejną poszlakę. Szłam dalej. Tym razem patrzyłam na ściany.
Coś zaszeleściło pod moimi nogami. Skoczyłam z przerażenia.
To była trzecia kartka.
  "Powrót" - mówiła.
Przez chwilę stałam i patrzyłam na trzecią kartę.
Nagłe oświecenie.
Szybko rozwinęłam poprzednie dwie poszlaki. Ułożyłam je w kolejności ich znalezienia.
  - Wybaczenie... - rozwinęłam pierwszą. - Szansa... - rozwinęłam drugą. - Powrót... - dołożyłam trzecią.
Światło na korytarzu nagle zaświeciło się. Spostrzegłam coś. Napis z drugiej strony trzeciej kartki. Odwróciłam ją. Malutkim druczkiem było napisane:
  "Musisz wybaczyć, by wrócić"
Stałam przez pewną chwilę, nagle światło na korytarzu znowu zaczęło gasnąć. Jakby żarówki się wypalały. Zaczęłam biec w stronę mojej sali. Na krzesłach nadal siedzieli moi przyjaciele, Kate spała na mojej dłoni, tata chodził koło mojego łóżka i ze łzami w oczach patrzył na moje już blade ciało. A Freddie? Siedział przy mnie i bawił się swoimi włosami. Biedny Fred... Nie wiedział, nie zdawał sobie sprawy z tego, że już nie jestem na tym świecie.
Jestem po tamtej stronie.
 - Muszę wybaczyć, żeby wrócić, tak? - mówiłam sama do siebie.
Ruszyłam szybkim krokiem do wyjścia ze szpitala.
 - Ale jak? Jak mam wybaczyć?
Wyszłam przed szpital. Nagle ktoś za moimi plecami zakaszlał gwałtownie. Odwróciłam się i nie uwierzyłam własnym oczom. To był Carlos. Siedział na ławce... i palił papierosa. Jeszcze nigdy go nie widziałam z fajką w ręce. To był dla mnie szok. Zrobiło mi się go tak okropnie żal. Zaciągnął się i znowu zaczął kaszleć. Po chwili było kolejny raz to samo. W końcu rzucił energicznie papierosa na ziemię i przydepnął go butem.
 - Co za cholerstwo... - przeklną pod nosem.
Nagle pod szpital podjechał czarny mercedes, a z niego wysiadła Sabina.
 - Carlos? - podeszła do ławki.
Latynos schował twarz w dłoniach. Dziewczyna usiadła koło niego.
 - Jak się Reachel czuje? - zapytała i położyła rękę na jego ramieniu.
 - Nie czuje... - wymamrotał.
 - Co? - nie zrozumiała.
 - Jest w śpiączce, okej?! - wstał napięcie z ławki i zaczął krążyć koło wejścia do szpitala.
Sabina zakryła usta dłonią. Nie widziała najwyraźniej, co powiedzieć.
 - Carlos, tak mi przykro... - opanowała emocje i podeszła znowu do latynosa.
Chłopak uspokoił się, wziął głęboki oddech i odwrócił się do Justice.
 - Okej, już okej. Przepraszam, że krzyczałem...
 - Nic się nie stało. W końcu to z mojej winy... - nie dokończyła.
Carlos pokręcił głową i chwycił ją za ramiona.
 - To nie była niczyja wina, tylko moja... Zapomniałem się, zrobiłem z siebie totalnego kretyna... A teraz za to zapłaciłem...
Coraz bardziej miałam ochotę przytulić go, sprawić, żeby znowu był szczęśliwy i nie miał wyrzutów sumienia... Ale najpierw musiałam wykonać swoją misję.
Chwila zastanowienia.
Głęboki oddech.
Koncentracja.
Spokój ducha.
Haha, to ostatnie mnie całkiem rozbawiło.
Spojrzałam na nich oboje, mając nadzieję, że cokolwiek dadzą te słowa, które miałam wypowiedzieć. Zamknęłam oczy.
 - Wybaczam wam...
Ostrożnie otworzyłam oczy. Nic się nie zmieniło. Carlos nadal był smutny, a Sabina stała z nim i go pocieszała.
Nagle zawiał mocno wiatr. Oboje zatrzęśli się.
 - Zimno się zrobiło... - powiedział Carlos i oboje weszli do budynku szpitala.
Jednak ze mną było coś nie tak... Dziwnie się czułam... Nie zwracałam na to dłuższej uwagi. Ruszyłam za dwójką. Dochodziliśmy do mojej sali. Nagle Carlos stanął.
 - Co się stało? - odwróciła się zdziwiona Sabina.
Chłopak sięgnął do kieszeni spodni i wyciągnął iPhone'a. Przesunął palcem po ekranie. Wyskoczyło okienko "Masz nową wiadomość od: Sam". Myślałam, że krew mnie zaleje. Latynos przełknął ślinę i przeczytał wiadomość.
  "Hej, słyszałam, co się stało. Współczuję ci z całego serca. Strasznie wam w życiu namieszałam i czuję się z tym okropnie. Straciliście tyle czasu na moje zachcianki. Naprawdę mi przykro. Wiem, zawiodłam zaufanie wszystkich, a zwłaszcza twoje. Zamierzam wyjechać do Indii, do mojej kuzynki. Nie chcę ci dłużej zatruwać życia"
Wstrząsnęła mną ta wiadomość. Nie spodziewałam się.
  "Może jednak...? Może jednak już zmądrzała...? Nie. Niemożliwe. Nigdy jej nie wybaczę"
Carlos usunął wiadomość, szybko zablokował telefon i opadł na najbliższe krzesło. Znowu schował twarz w dłoniach.
No tak. Ona nie zasługiwała ani trochę na drugą szansę. Ale nie mogłam. Nie mogłam patrzeć jak Carlos cierpi.
  - Jeszcze będę tego żałować... - powiedziałam cicho do siebie. - Wybaczam... - i zamknęłam oczy z myślą, że zaraz wrócę do siebie.
Otworzyłam je.
Nadal to samo. Z zażenowaniem rozejrzałam się dookoła. Wszystko nadal takie samo.
  - To nie działa... - zmartwiłam się.
Zrozumiałam, że nigdy już nie wrócę do życia. Nigdy więcej nie będę się śmiała jak nienormalna z Kate, Carlos więcej mnie już nie przytuli, Kendall nigdy już nie nauczy mnie grać na gitarze, Logan już nigdy więcej nie zaszczyci mnie swoimi dołeczkami i mądrościami, James nigdy już nie nauczy mnie jak się perfekcyjnie pozuje do zdjęć, Isabella już nigdy nie zaśpiewa piosenki Cody'ego idealnie pasującej do danej sytuacji, Alex już nigdy nie będzie mnie zanudzała o tym, kto jest w niebiesko-czerwonych koszulkach i kto to jest Torres, Michelle i Jesse już nigdy nie będą chciały dorównać mnie i Kate w "odpałach", a Robyn już nigdy nie będzie tak wesoła jak wtedy gdy się poznałyśmy...
Nagle coś przyszło mi do głowy.
Kolejne oświecenie.
Mama.
Jeszcze ona została.
Jej trzeba było wybaczyć...
  "Jej wybaczyć?! To chyba jakiś żart! Jej nigdy nie wybaczę!" - oburzyłam się.
Mój wzrok powędrował na chłopaka. Wstał z krzesła i podszedł do pierwszego okna z brzegu. Patrzył się tak jakby chciał mnie z stamtąd wyciągnąć i zabrać. Sięgnął do kieszeni spodni i wyciągnął mój kluczyk na wisiorku, który dostałam po jego przyjeździe z trasy koncertowej. Nagle po jego policzku popłynęła łza.
  "Nie mogę tego tak zostawić... Muszę... Muszę się przełamać..."
Wyszłam znowu ze szpitala i zaczęłam szukać wysokiej blondynki. Stała koło drzewa z papierosem w ręku. Zaczęłam oddychać spokojnie, aby nie stchórzyć. Ona nie zasługiwała na wybaczenie jeszcze bardziej niż Samantha. Ona narobiła o wiele więcej szkód...
  "Muszę... Nie mogę zostawić wszystkich tych, których kocham..."
  - Mamo... - przełknęłam ślinę. - Wybaczam ci...
Nagle wszystko znowu pojaśniało wokół mnie. Wszystko zniknęło. Widziałam tylko rażącą biel.
_______________________________________________________
Witam ponownie z drugą serią opowiadania o Reachel Brown! : D Poprzedni blog [Klucz Do Szczęścia] nabił już ponad 7,000 wyświetleń! : D Bardzo się cieszę, że znowu mogę przelewać swoje szalone pomysły na bloga : ) To jest takie piękne uczucie znowu pisać ♥
PROSZĘ O KOMENTARZE! ♥


4 komentarze:

  1. Piękny, piękny rozdział. Czytając go, oczy strasznie mi się szkliły, myślałam, że się zaraz popłaczę, jednak powstrzymałam łzy.Muszę tutaj przyznać, że masz wielki talent i dar do pisania. Każdy najmniejszy szczegół dopracowany perfekcyjnie.
    Wybaczenie nie jest łatwą sprawą, jednak dla bliskich można zrobić wszystko. Mam nadzieję, że to światło oznacza powrót do żywych. Czekam na następny :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojej!świetnie, że już założyłaś tego bloga! Nie umiałam się doczekać! Rozdział zajebisty!! To z tymi karteczkami było świetne. Obuuudziii się! A Carlos nie ma mi tego za złe :D żyć nie umierać normalnie xD i w tym momencie, moja rola się kończy :P świetny ten rozdział :D Czekam na kolejny ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Oesu, świetny jest! Nie mogłam doczekać się nowych rozdziałów<3 Kocham Cię :* I tak poza tym mogłaś napisać Tello, nie Torres. :D Torres gra w Chelsea, ale ciii. :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie no boski rozdział, coraz ciekawiej się dzieje !! Ok czytam następny !! :D

    ~ Robyn

    OdpowiedzUsuń