poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Rozdział 57 "Trzeba docenić to, co się ma i nie narzekać"

Reachel.

Z tego względu, że całe popołudnie przespaliśmy, siedzieliśmy w salonie całą noc. W jedną noc obejrzeliśmy 3 sezony The Walking Dead. Siedzieliśmy pod ciepłym kocem z "misia", oglądaliśmy zombie w telewizji, tylko on i ja, nikt ani nic więcej. A, zapomniałam o soku pomarańcza-mango. Na stole stała mała zapalona lampka. Świeciła tak jak lubię - na złocistożółty kolor. Oddawała ona romantyczny nastrój.


W połowie 2 sezonu przeciągnęłam się i oparłam głowę o umięśnione ramię chłopaka. On spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
  - Zmęczona? - zapytał śmiejąc się.
  - To od teraz mogę się oprzeć o ciebie tylko jak jestem zmęczona? - zapytałam oczywiście na żarty.
  - Oczywiście, że nie - poczochrał moje włosy i pocałował w czoło.
Zaśmiałam się dość głośno i dałam maltretować swoje włosy.
  - Ahh... - wziął oddech, wręcz westchnął. - Samantha nie lubiła jak niszczyłem jej fryzurę...
Przestałam się śmiać i spojrzałam mu w oczy.
  - Nie myśl teraz o tym. Tamten koszmar już się dawno skończył. Wyjechała i mamy święty spokój... Nareszcie... - powiedziałam.
  - Taa... Czekaj, skąd wiesz, że wyjechała?
Zastygłam w bezruchu. Zapomniałam, że ja wtedy byłam duchem. Kiedy czytałam tego sms-a byłam duchem.
  - Tak tylko zgaduję, bo nigdzie jej nie ma, nie pisze, nie dzwoni... - próbowałam się wymigać.
  - W sumie racja, sorry - uśmiechnął się.
Udało się. Niby jak miałabym mu to wytłumaczyć? "Carlos, bo wtedy kiedy byłam w śpiączce stałam się duchem i przez przypadek przeczytałam wiadomość od Droke, że wyjeżdża i zostawia nas samych"? No raczej nie... Temat na szczęście ucichł i wróciliśmy do oglądania. Nagle zadzwonił mój telefon. Ujęłam w ręce iPhone'a i zobaczyłam na wyświetlaczu imię "Kate <3".
  - O, Kate dzwoni - szybko odebrałam.
  - Ważoone, Reach?! - odezwała się dziewczyna podekscytowanym głosem zanim ja się odezwałam.
  - Ważoone, co tam, Kate? Jest tyle rzeczy, które cię wprowadzają w taki wyśmienity nastrój... Nie mam pojęcia co się tym razem wydarzyło więc słucham - zaśmiałam się i weszłam do kuchni.
  - Nie uwierzysz!
  - No domyślam się... - parsknęłam. - Ja też nie wierzę, że nie pytasz jak tam mój pierwszy raz...
  - Wszyscy słyszeliśmy, głuptasie! Cieszę się, że masz to za sobą i czuję twoją radość przez słuchawkę. Kendall dzwonił do Losa, uspokój się i słuchaj co się stało!
  - Ehh... Zamieniam się w słuch - westchnęłam.
  - Kendall zabiera mnie na Maui! - pisnęła.
  - O nie! Żartujesz?!
  - Naprawdę! Na cały miesiąc! Czujesz?! Tylko on i ja na Maui! Zero paparazzi, zero Robyn, zero Jay, zero problemów!
  - Farciara...
  - Co? Źle ci z Carlosem w pięknym domu? - zaśmiała się.
  - Też chcę na Maui... - zaskowytałam.

Carlos.

Siedziałem na kanapie cały czas i przysłuchiwałem się rozmowie. Nagle usłyszałem słowa Reachel.
  - Też chcę na Maui... 
"Aha, Kendall zdecydował. Nasz Kendi dorósł" - zaśmiałem się cicho.
Zastanowiło mnie dwie sekundy później, że Reach ma zachcianki. Maui! Że ja na to nie wpadłem! Durnota ze mnie...! Sam dawno tam nie byłem... Ostatni raz byłem tam jak byłem jeszcze szczęśliwy z Sam... A ja zakupiłem drogi dom i nie stać mnie teraz na bilety... Zawaliłem sprawę na całej linii... 
  - No okej, ale ja nigdy nie wyjechałam z LA... Przecież wiesz... Dom domem, ale wyobraź sobie: ja, Carlos, piasek, zachód słońca, szum morza... - podsłuchiwałem kawałki rozmowy.
Chwyciłem się za głowę i wziąłem głęboki oddech. Zawaliłem sprawę... Ona nie chciała domu. Przecież ona zawsze chciała wyjechać daleko, gdziekolwiek. Od zawsze marzyła o pięknych widokach i o zerwaniu kontaktu z rutyną. Rodzice jej tego nie dali, ja z resztą też. 
  - ...Ale to popołudnie było jeszcze piękniejsze... Ten dzień nie przebije nawet roku na Hawajach... Tego pierwszego razu nigdy nie zapomnę... - usłyszałem znowu.
Czyli jednak nie potrzebowała Maui. Wystarczał jej ten dzień. Zebrałem się na odwagę i dostałem nagrodę - jej szczęście.
  - Kiedy wyjeżdżacie? - zapytała.

Reachel.

  - Kiedy wyjeżdżacie? 
  - Jutro o równej dwunastej. Nie mogę się doczekać! - znowu pisnęła ze szczęścia.
  - Mam nadzieję, że będziecie się dobrze bawić - uśmiechnęłam się pod nosem.
  - Nie ma innej opcji, kochana - zaśmiała się.
 Nagle usłyszałam głos chłopaka w salonie.
  - Reach! Ile mam czekać?
  - Już, sekundkę! - odkrzyknęłam.
  - Haha, słyszę go, słyszę. To do usłyszenia, też się bawcie dobrze.
  - Nie będziemy gorsi, to ci mogę zagwarantować.
  - Wierzę, wierzę - śmiała się. - To do usłyszenia, ważoone.
  - Ważoone, powodzenia.
Rozłączyłam się i uśmiechnięta wyszłam z kuchni. Usiadłam z powrotem na kanapie koło latynosa. Patrzył na mnie i nie spuszczał ze mnie wzroku. Zaczął się uśmiechać jakby znał mój największy sekret.
  - Czemu tak się na mnie patrzysz? - zapytałam z uśmiechem. 
  - Nie, nie, nic - puścił mi oczko i wrócił do The Walking Dead.
Coś knuł, widziałam to. Może usłyszał coś z naszej rozmowy...? Kurcze, bardzo marzyłam o wyjeździe na Maui. Marzyłam, żeby uciec z dala od tego szumu, tłumów... Ale to popołudnie było jeszcze lepsze. Było ciekawiej niż podczas nudzenia się na plaży. Było niesamowicie i to jest bardziej ważne niż jakieś tam Maui... piękne... wspaniałe Maui... Nie. Serio.
"Wolę być z nim tutaj..."

***

Noc dobiegła końca. Przeciągnęłam się i zgasiłam lampkę na stole. W pokoju znowu było ciemno, ale nie tak bardzo. Przez okno powoli wchodziły promienie słońca. Naprężyłam swoje ciało i patrzyłam przez okno. Nagle w pasie chwycił mnie chłopak i pocałował w policzek. 


  - Kocham cię, wiesz? - szepnął.
  - Ja ciebie też - odwróciłam się do latynosa i pocałowałam w usta.
  - Wracamy na kanapę? - zapytał.
Nie zdążyłam odpowiedzieć.
  - Mam lepszy pomysł...
Chwycił mnie za rękę i zaprowadził na górną część domu. 
  - Gdzie mnie prowadzisz? - zapytałam próbując dotrzymać kroku.
On tylko odwrócił do mnie głowę, uśmiechnął się i szedł dalej. Były na piętrze trzy wejścia. Carlos wszedł w pierwsze z brzegu. Widok zaparł mi dech w piersi. 


  - O matko...! Tu jest... bajecznie...! 
Zrobił parę kroków przed siebie.
  - Miała być większa. Obok jest wolny pokój, ale... - zatrzymał się i zwrócił się do mnie. - ...nie wiadomo, czy jakiś żuczek nie będzie go potrzebował...
Przygryzł wargę i spuścił wzrok. Miał na myśli dziecko?! Zaczerwieniłam się i podeszłam bliżej chłopaka. 
  - Mówisz na serio...? - zapytałam i przejechałam palcem po jego dłoni.
  - Z takich rzeczy nie potrafię żartować... - uśmiechnął się.
Najpierw to spojrzenie przy temacie ślubu, teraz dziecko... Byłam w szoku. Miałam tysiące myśli na minutę. To wszystko działo się za szybko. W czerwcu się poznaliśmy, a aktualnie był początek listopada. Nagle mój wzrok przykuł osobny pokoik. Weszłam po dwóch schodach i zobaczyłam stolik dla dwóch osób i dookoła okna.
  - A to tylko żebym nie musiał cię z jadalni karaskać do łóżka - zaśmiał się.
Uśmiechnęłam się i uniosłam brwi. Zobaczyłam też drzwi na balkon. 
  - Jest tu też balkon?! - klasnęłam w dłonie i wybiegłam tam. 
Widok był na całe morze, a pod nami jeździły samochody po Pacific Coast Highway. Wciągnęłam i wypuściłam powietrze, a koło mnie stanął Carlos.
  - Trafiłem? 
  - W samą dziesiątkę... - położyłam moją dłoń na jego.
On wziął znowu mnie za rękę i wprowadził z powrotem do sypialni. Latynos wyciągnął z kieszeni spodni iPhone'a, włączył piosenkę "All Over Again" i położył na łóżku. 
  - Mogę prosić? - uśmiechnął się i wyciągnął dłoń w moją stronę.
  - Haha, zawsze - podałam mu rękę i weszliśmy w rytm piosenki.
Przeczesałam swoje włosy do tyłu i podniosłam kąciki ust.
  - Ale nie za szybko, dobra? - dodałam.
Podniósł prawą rękę na znak, że przysięga. Nasze dłonie się złączyły i zaczęłam współgrać z nim.
  - Still got that same look that sets me off, I guess there’s just something about you. I got this feelings, can’t let them show, cause I went and let you go. I shouldn’t have let you go - zaśmiewał swoją zwrotkę uśmiechając się pod nosem.


***

Spojrzałam na zegarek i zobaczyłam godzinę dziesiątą trzydzieści. Za półtorej godziny Kate i Kendall wylatują na Hawaje. Szybko pobiegłam do łazienki i przygotowałam się do wyjścia. Przecież nie mogłam puścić Kate bez pożegnania. No bo jak? Szybko przeczesałam włosy, ubrałam czarną podkoszulkę na ramiączkach i dżinsowe spodenki. W przedpokoju włożyłam trampki i już chwyciłam za klamkę drzwi.
  - Reach! Gdzie idziesz? 
  - Idę na lotnisko. O dwunastej Kate i Kendall lecą na Maui - wytłumaczyłam.
  - Chcesz iść sama?!
  - Dlaczego nie?
  - Nie ma takiej możliwości. Wsiadaj do auta - pobiegł do kuchni po kluczyki.
  - Ale nie trzeba! - krzyczałam za nim.
  - Nie, trzeba. Z oka cię nie spuszczę. 
Chłopak zakładał już buty, a ja chwyciłam go za ręce.
  - Nie jestem dzieckiem, nic mi nie będzie - powiedziałam z uśmiechem.
  - Obiecujesz...?
  - Słowo - podniosłam prawą rękę jak wcześniej Carlos.

***

Stałam już pod LAX Airport, była godzina jedenasta pięćdziesiąt, ale nie dam sobie ręki uciąć. Szukałam dookoła Kate i Kendalla, ale na darmo. Weszłam więc do środka i szukałam dalej.

Kate.

Za dziesięć minut mieliśmy wylatywać na Maui. Akurat przyjechaliśmy na lotnisko. Kendall wziął wszystkie bagaże i weszliśmy do środka. Wszystko wyglądało dokładnie tak jak na teledysku piosenki "Worldwide", którą z Reach kochamy. Nagle ktoś na mnie skoczył i zaczął się śmiać. Tak, wywołałam wilka z lasu. Reachel przyjechała. 
  - Co ty tu...? - próbowałam przekrzyczeć ludzi.
  - Chciałaś polecieć sobie do raju bez pożegnania ze mną?! Tak dobrze to nie ma, kochana.
Pokręciłam głową z uśmiechem i przytuliłam ją.
  - Od Carlosa też macie pozdrowienia oczywiście - dodała.
  - Nie ma innej opcji - zaśmiał się Kendall. 
Oderwałam się od przyjaciółki i usłyszałam komunikat:
  - Pasażerowie lotu 233 prosimy o wstawienie się pod wejście z biletami.
Westchnęłyśmy ciężko i zaśmiałyśmy się. 
  - To chyba do nas - powiedziałam.
  - Najwyraźniej - parsknęła.
  - Będę tęsknić, ważoone - przytuliła mnie.
  - Nie rozklejaj się, ważoone - powiedziałam z uśmiechem.
- Masz wrzucać każde zdjęcie na instagrama! - ostrzegła.
  - Nie ma innej opcji - powtórzyłam słowa Kendalla. - I jak coś to mamy sms-y nie limitowane.
  - Haha, nie ma innej opcji.
  - Chodź, idziemy - położył na moim ramieniu rękę blondyn. - Pa, Reach.
  - Na razie, Kendall.

I zniknęliśmy w tłumie.
_____________________________________________________________
Otar Saralidze - Moments
Carlos Pena - My Song For U
Big Time Rush - All Over Again

PROSZĘ O KOMENTARZE ! : ) 

8 komentarzy:

  1. no fajny,fajny :* czekam na nastepny :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękny. *.* Wiem, że długo nad nim siedziałaś i gratuluję Ci wytrzymałości. :) Czekam na nexta. ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne opowiadanie ;) bardzo ambitne i ciekawe ;) gratuluję bo wiem jakie to praco i czasochłonne :) pozdrawiam i zapraszam do mnie : http://dirtyimagines.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialny *.* Rozpłynęłam się przy piosence All over again <3 Kinga piszesz genialnie! :* Szkoda że wcześniej nie napisałam ci komentarza(Za wszystko serdecznie żałuje, obiecuję poprawę!) Czekam na nn i powiadomienia mnie na fb, a także rozwinięcia wątku Kate i Kendalla :*

    OdpowiedzUsuń
  5. No nareszcie coś nowego !! Jak zwykle super, ciekawe co tam będzie się działo na tym Maui xDD czekam na next !!

    ~ Robyn

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja sie pytam dlaczego wcześniej nie trafiłam na twojego bloga?! On jest wspaniały! Masz ogromny talent! Rozdział jest przepiękny i taki romantyczny.... Super! Czekam nn i pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
  7. Wreszcie wbiłam na kompa i mogę dodać komentarz! Zajebisty rozdział! i taki awwwwwww <3 Poza tym.. ładnie to tak podsłuchiwać? A później szczerzyć się jak idiota? :P Ten dom musi być boski *o* To było takie słoodkieee. Jaram się tym rozdziałem ^^ I to pożegnanie.. Nic się nie stanie, prawda? o.O Ta buźka wygląda tu tak upośledzenie, nie uważasz? xD o.O dziiwnee.. no nic xD czekam na nn xD

    OdpowiedzUsuń
  8. *o* Już się nie mogę doczekać nn <3 Ciekawe, co bd na Maui :D hahah i co z "żuczkiem" xD

    OdpowiedzUsuń